środa, 2 lipca 2014

Outcast #1 - RECENZJA

„Outcast” to kolejna seria autora „Żywych Trupów”, Roberta Kirkmana, która skazana jest na sukces. Prawa do jej telewizyjnej ekranizacji zakupiła stacja Cinemax jeszcze w listopadzie 2013 r., czyli na ponad sześć miesięcy przed zaplanowaną premierą pierwszego zeszytu, który wyprzedał się w ilości znacznie przekraczającej dotychczasową, najwyższą sprzedaż „The Walking Dead” (numer 115 tej serii uzyskał ponad 320 tyś. sprzedanych egzemplarzy, więc można sobie tylko wyobrazić sumę kopii „Outcasta”). Zainteresowanie tym tytułem jest ogromne, nie tylko ze względu na nazwisko Kirkmana, który zaraz po Stanie Lee jest obecnie najbardziej rozpoznawaną personą branży komiksowej, ale i tematykę egzorcyzmów, która wciąż pozostaje na fali.


W posłowiu do pierwszego numeru Kirkman pisze, że w odróżnieniu od „Żywych Trupów”, jego nowa seria będzie horrorem z prawdziwego zdarzenia. Ma wywoływać lęk, grozę i gęsią skórkę, a nie tylko obrzydzenie wywołane widokiem nadgniłych ciał. I rzeczywiście, po lekturze trzeba przyznać, że chłodna, mroczna atmosfera robi niezłe wrażenie, a zaprezentowane wydarzenia faktycznie wzbudzają niepokój i potęgują ostateczny efekt.

Głównym bohaterem jest Kyle Byrnes, apatyczny introwertyk, który jako dziecko był świadkiem opętania własnej matki. To zdarzenie pozostawia w nim głębokie, emocjonalne rany, które mają wpływ na całe jego życie. Nie jest to postać, z którą można się łatwo utożsamić bądź sympatyzować. Jest wyrzutkiem z wyboru, ma wszystko w nosie, każdą wyciągniętą pomocną dłoń odrzuca jak najdalej od siebie. Jednakże dla świętego spokoju postanawia przystać na propozycję siostry i ten jeden raz wyjść z nią na zakupy, co zaowocuje lawiną okoliczności, które wreszcie nadadzą sensu jego uwłaczającemu życiu. Kirkman, jak to ma w zwyczaju, pozostawia mnóstwo tropów i niedopowiedzeń, które z czasem zapewne wyewoluują w mięsiste zwroty fabularne, a na razie prezentuje bardzo wciągającą akcję, naszpikowaną zapadającymi w pamięć scenami.

Świetne wrażenie robią również rysunki Paula Azacety – kreślone grubą kreską, trochę jakby niedbale, z dużą ilością czerni – i kolory Emily Breitweiser – płaskie, stonowane, bez zbędnych efektów – które wprawiają czytelnika w niepokojący trans i nadają całości niezwykłej, dusznej atmosfery.

W swych sztandarowych seriach Kirkman bawi się ogranymi kliszami, mieli je i przerabia po swojemu, wypluwając intrygujące fabuły. W „Invicnible” rozkłada na czynniki pierwsze gatunek superbohaterski, a w „Żywych Trupach” miksuje dramat z koncepcją zombie George’a A. Romero. Z kolei „Outcast” to ukłon w stronę „Egzorcysty” Blattyego, jednak bez pro- czy antyreligijnych przekonań, trochę w duchu sennych, małomiasteczkowych opowieści w stylu Stephena Kinga. Póki co, diabelnie dobry komiks.

Outcast #1. Scenariusz: Robert Kirkman. Rysunki: Paul Azaceta. Image Comics 2014

Tekst jednocześnie ukazał się na portalu Dzika Banda.



2 komentarze:

  1. TWD uwielbiam (komiks of korz, serial imo jest zupełnie niezdatny do oglądania), dlatego po Outcasta sięgnę na pewno. Niezwyciężony też kusi - trochę dużo do nadrobienia, ale od czego są wakacje :]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie. Koniecznie sięgnij po te dwa tytuły :)

      Usuń